2008-03-26

Globalne ocipienie?

Kwestionowanie globalnego ocieplania, a tym bardziej jego ludzkich przyczyn, wielokrotnie już zostało nazwane zbrodnią, a przez niektórych nawet porównywane do zbrodni zaprzeczania Holocaustu. Nazywanie kwestionujących negacjonistami stało się już powszechne. Regularnie też pojawiają się sugestie, że kwestionujący są opłacani przez przedsiębiorstwa węglowe i naftowe. Brytyjska Royal Society oświadczyła: „Istnieją ludzie i organizacje, niektórzy z nich opłacani przez amerykański przemysł naftowy, którzy chcą podważyć naukę o zmianie klimatu i pracę ONZ-owskiego Międzynarodowego Panelu o Zmianie Klimatu (IPCC)”. (...)

Nie ma też wielkiego dla nich znaczenia, że działania te, jak wielokrotnie dowodzili Bjorn Lomborg i inni, będą nie tylko uciążliwe, mało skuteczne i kosztowne, lecz że ich koszty wykluczą prawdziwe polepszenie warunków życia biednych różnych krajów Trzeciego Świata – tych właśnie, o których zwolennicy protokołu z Kioto i tysięcy innych drakońskich antyociepleniowych środków rzekomo tak się troszczą. Lomborg obliczył, że za pieniądze wydane na spełnienie wymagań protokołu z Kioto można by wszystkim mieszkańcom Ziemi zapewnić dostęp do bieżącej wody. Troska o ludzi jednak zajmuje wśród zwolenników protokołu, wbrew ich deklaracjom, zdecydowanie podrzędne miejsce, po pingwinach i niedźwiedziach polarnych. (...)

Zacznijmy od tego, że nikt nie wie, w jakim stopniu ani w jaki sposób ludzka działalność przyczynia się do zmian klimatu. Obrońcy dogmatów teorii globalnego ocieplania zakładają, że wszystkie zmiany klimatyczne są skutkiem ludzkich działań, póki nie ma niezbitych dowodów, że tak nie jest. Ignorują też wszelkie dane, które nie stanowią poparcia dla ich tezy, a w szczególności badania nad rolą Słońca. Nikt też się nie zgadza co do tego, jakie dokładnie zaszły zmiany. Ani – tym bardziej – jakie zmiany mogą nastąpić w przyszłości. Na podstawie dostępnych danych wydaje się mało prawdopodobne, by obecne ocieplanie było większe niż cykliczne okresy ocieplenia, które występowały w ciągu ostatniego tysiąclecia.

Nikt też nie wie naprawdę, czy są podstawy do twierdzenia, że ocieplanie jest rzeczywiście globalne. Na ten temat pisał ostatnio wielki fizyk Freeman Dyson: „Ocieplający efekt CO2 jest najsilniejszy tam, gdzie powietrze jest zimne i suche, raczej w rejonach arktycznych niż w tropikach, raczej w górach niż w dolinach, głównie zimą, a nie latem, i głównie nocą, a nie za dnia. Ocieplanie rzeczywiście istnieje, ale głównie sprawia, że zimne miejsca stają się cieplejsze, nie zaś, że ciepłe stają się gorętsze. Przedstawianie lokalnych ociepleń jako globalnej średniej jest mylące”.

Nikt też nie wie, jakiej skali należy używać, by ocieplanie w sposób miarodajny ocenić. Skale w raporcie IPCC są bardzo selektywne. Nikt nie wie na pewno, dlaczego procent CO2 w atmosferze się zwiększa (choć co do tego, że się zwiększa, panuje chyba zgoda) ani w jakim stopniu przyczynia się do tego człowiek.

Sporo uczonych wątpi, by wzrost CO2 w atmosferze w istotny sposób wpływał na wzrost temperatury. Naukowcy badający te problemy w rzetelny sposób nie zgadzają się między sobą. Nie ma zgody ani co do tego, że globalne temperatury faktycznie wzrosły, ani co do przyczyn tego wzrostu.

Na wykresach pokazujących zmianę temperatury w ciągu ostatnich dziesięcioleci widać wyraźnie, że wzrost CO2 – którego większość jest rozpuszczana w oceanach – następował po wzroście temperatury, nie zaś przed nim (w czym zresztą nic dziwnego: wystarczy podgrzać butelkę coca-coli i obserwować, co następnie się dzieje z jej zawartością). Temperatura, owszem, rośnie trochę wraz ze wzrostem CO2, ale o wiele większy wydaje się być wzrost CO2 wraz ze wzrostem temperatur.

Raport IPCC z 2001 r. nadal jest biblią ideologów globalnego ocieplania i stanowi główną podstawę wezwań do podpisania protokołu z Kioto. Zawiera on słynny już wykres (znany, ze względu na swój kształt, jako kij hokejowy), na podstawie którego autorzy raportu wyciągają wniosek, że globalna temperatura jest wyższa, niż kiedykolwiek w ciągu ostatniego tysiąclecia. Okazuje się jednak, że z raportem tym są – jak udowodniono już w 2003 r. – poważne problemy.
Największy z nich dotyczy tak zwanego ciepłego okresu średniowiecznego, który nastąpił mniej więcej w połowie X wieku i trwał do połowy XV. Ostatnie badania sugerują, że faza ta (kiedy w Grenlandii istniało bogate rolnictwo) miała zasięg globalny i że była cieplejsza (z niektórych badań wynika, że o ponad 3 st.) od obecnej. Statki żeglowały w częściach Arktyki, gdzie teraz jest lód. Mimo to niedźwiedzie polarne jakoś to przeżyły (a obecnie mają się znakomicie).

Po tym ciepłym okresie nastąpiła tak zwana mała epoka lodowa, która trwała ok. 300 lat i podczas której średnia temperatura obniżyła się o półtora stopnia w ciągu pierwszych 100 lat. Od około 1750 r. temperatura zaczęła rosnąć; badania pokazują, że nie było to skutkiem wzrostu CO2, który (jak po każdej z czterech epok lodowych w ciągu ostatnich 400 tys. lat) nastąpił po nich, nie przed nimi.

Otóż w raporcie IPCC średniowiecznego ciepłego okresu w ogóle nie ma; nie ma go w wykresie, pokazującym temperaturę w ciągu ostatniego tysiąca lat, i nie ma go w bazie danych. Nie ma też małej epoki lodowej. Seria naukowych artykułów, poczynając od artykułu McIntyre’a z 2003r. (który ukazał się dopiero w 2005, ponieważ pismo Nature i rozmaite inne pisma naukowe odmawiały jego publikacji), pokazuje, że wykres IPCC jest wadliwy i że pominięcie okresu średniowiecznego było skutkiem błędnej selekcji danych i niesłusznych metod statystycznych.

Taka też była konkluzja niezależnej komisji Senatu amerykańskiego z 2005r. i licznych uczonych, którzy próbowali bezowocnie wykres hokejowy odtworzyć. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że jego autorzy świadomie wykluczyli okres średniowieczny z bazy danych. Że wzrost temperatury w połowie XVIII w. nie był skutkiem wzrostu poziomu CO2, widać wyraźnie, gdy nakłada się na siebie krzywe temperatur i krzywe CO2 – czego autorzy raportu IPCC jednak nie uczynili. Jednym z najważniejszych dowodów na to, że CO2 nie jest przyczyną zmian klimatycznych, lecz może co najwyżej te zmiany trochę powiększać, jest – jak pisze Nir Shaviv, izraelski astrofizyk i klimatolog – opóźnienie, z jakim wariacje poziomu dwutlenku węgla następują względem wariacji temperatur. Wszędzie, gdzie dysponujemy dostatecznie dokładnymi danymi, można stwierdzić opóźnienie CO2 względem temperatury od kilkuset do tysiąca lat.

IPCC w swoim raporcie całkowicie też zignorował rolę Słońca, promieniowania kosmicznego i cyklicznego wzrostu temperatur z tymi zjawiskami związanych; fizycy Słońca, którzy tym tematem się zajmują, nadal regularnie spotykają się z odrzuceniem swoich artykułów przez pisma naukowe. Nir Shaviv sądzi, że Słońce jest odpowiedzialne za około dwie trzecie wzrostu temperatur w ostatnim stuleciu. Istnieje cały szereg różnych korelacji między klimatem a aktywnością Słońca, w różnych skalach czasowych: od 11-letniego cyklu słonecznego do tysięcy lat. Te korelacje, pisze Shaviv, mogą być bardzo ważne w tłumaczeniu obecnego ocieplania, bo aktywność Słońca w XX wieku wyraźnie wzrosła.

Caly artykul w "Rzeczpospolitej" http://www.rp.pl/artykul/107055.html
Strona Bjorna Lomborga http://www.lomborg.com/
I dla rownowagi Lomborg Errors http://www.lomborg-errors.dk/