2008-05-10

Gra i nauka

No prosze - w koncu bedzie mozna grac i odrabiac lekcje za jednym zamachem:

http://fold.it/portal/adobe_main/

Protein structure prediction: As described above, knowing the structure of a protein is key to understanding how it works and to targetting it with drugs. A small proteins can consist of 100 amino acids, while some human proteins can be huge (1000 amino acids). The number of different ways even a small protein can fold is astronomical because there are so many degrees of freedom. Figuring out which of the many, many possible structures is the best one is regarded as one of the hardest problems in biology today and current methods take a lot of money and time, even for computers. Foldit attempts to predict the structure of a protein by taking advantage of humans' puzzle-solving intuituions and having people play competitively to fold the best proteins...

2008-04-18

"Moskwa-Pietuszki"

"Zycie to chwilowe oblakanie duszy..."

2008-03-26

Globalne ocipienie?

Kwestionowanie globalnego ocieplania, a tym bardziej jego ludzkich przyczyn, wielokrotnie już zostało nazwane zbrodnią, a przez niektórych nawet porównywane do zbrodni zaprzeczania Holocaustu. Nazywanie kwestionujących negacjonistami stało się już powszechne. Regularnie też pojawiają się sugestie, że kwestionujący są opłacani przez przedsiębiorstwa węglowe i naftowe. Brytyjska Royal Society oświadczyła: „Istnieją ludzie i organizacje, niektórzy z nich opłacani przez amerykański przemysł naftowy, którzy chcą podważyć naukę o zmianie klimatu i pracę ONZ-owskiego Międzynarodowego Panelu o Zmianie Klimatu (IPCC)”. (...)

Nie ma też wielkiego dla nich znaczenia, że działania te, jak wielokrotnie dowodzili Bjorn Lomborg i inni, będą nie tylko uciążliwe, mało skuteczne i kosztowne, lecz że ich koszty wykluczą prawdziwe polepszenie warunków życia biednych różnych krajów Trzeciego Świata – tych właśnie, o których zwolennicy protokołu z Kioto i tysięcy innych drakońskich antyociepleniowych środków rzekomo tak się troszczą. Lomborg obliczył, że za pieniądze wydane na spełnienie wymagań protokołu z Kioto można by wszystkim mieszkańcom Ziemi zapewnić dostęp do bieżącej wody. Troska o ludzi jednak zajmuje wśród zwolenników protokołu, wbrew ich deklaracjom, zdecydowanie podrzędne miejsce, po pingwinach i niedźwiedziach polarnych. (...)

Zacznijmy od tego, że nikt nie wie, w jakim stopniu ani w jaki sposób ludzka działalność przyczynia się do zmian klimatu. Obrońcy dogmatów teorii globalnego ocieplania zakładają, że wszystkie zmiany klimatyczne są skutkiem ludzkich działań, póki nie ma niezbitych dowodów, że tak nie jest. Ignorują też wszelkie dane, które nie stanowią poparcia dla ich tezy, a w szczególności badania nad rolą Słońca. Nikt też się nie zgadza co do tego, jakie dokładnie zaszły zmiany. Ani – tym bardziej – jakie zmiany mogą nastąpić w przyszłości. Na podstawie dostępnych danych wydaje się mało prawdopodobne, by obecne ocieplanie było większe niż cykliczne okresy ocieplenia, które występowały w ciągu ostatniego tysiąclecia.

Nikt też nie wie naprawdę, czy są podstawy do twierdzenia, że ocieplanie jest rzeczywiście globalne. Na ten temat pisał ostatnio wielki fizyk Freeman Dyson: „Ocieplający efekt CO2 jest najsilniejszy tam, gdzie powietrze jest zimne i suche, raczej w rejonach arktycznych niż w tropikach, raczej w górach niż w dolinach, głównie zimą, a nie latem, i głównie nocą, a nie za dnia. Ocieplanie rzeczywiście istnieje, ale głównie sprawia, że zimne miejsca stają się cieplejsze, nie zaś, że ciepłe stają się gorętsze. Przedstawianie lokalnych ociepleń jako globalnej średniej jest mylące”.

Nikt też nie wie, jakiej skali należy używać, by ocieplanie w sposób miarodajny ocenić. Skale w raporcie IPCC są bardzo selektywne. Nikt nie wie na pewno, dlaczego procent CO2 w atmosferze się zwiększa (choć co do tego, że się zwiększa, panuje chyba zgoda) ani w jakim stopniu przyczynia się do tego człowiek.

Sporo uczonych wątpi, by wzrost CO2 w atmosferze w istotny sposób wpływał na wzrost temperatury. Naukowcy badający te problemy w rzetelny sposób nie zgadzają się między sobą. Nie ma zgody ani co do tego, że globalne temperatury faktycznie wzrosły, ani co do przyczyn tego wzrostu.

Na wykresach pokazujących zmianę temperatury w ciągu ostatnich dziesięcioleci widać wyraźnie, że wzrost CO2 – którego większość jest rozpuszczana w oceanach – następował po wzroście temperatury, nie zaś przed nim (w czym zresztą nic dziwnego: wystarczy podgrzać butelkę coca-coli i obserwować, co następnie się dzieje z jej zawartością). Temperatura, owszem, rośnie trochę wraz ze wzrostem CO2, ale o wiele większy wydaje się być wzrost CO2 wraz ze wzrostem temperatur.

Raport IPCC z 2001 r. nadal jest biblią ideologów globalnego ocieplania i stanowi główną podstawę wezwań do podpisania protokołu z Kioto. Zawiera on słynny już wykres (znany, ze względu na swój kształt, jako kij hokejowy), na podstawie którego autorzy raportu wyciągają wniosek, że globalna temperatura jest wyższa, niż kiedykolwiek w ciągu ostatniego tysiąclecia. Okazuje się jednak, że z raportem tym są – jak udowodniono już w 2003 r. – poważne problemy.
Największy z nich dotyczy tak zwanego ciepłego okresu średniowiecznego, który nastąpił mniej więcej w połowie X wieku i trwał do połowy XV. Ostatnie badania sugerują, że faza ta (kiedy w Grenlandii istniało bogate rolnictwo) miała zasięg globalny i że była cieplejsza (z niektórych badań wynika, że o ponad 3 st.) od obecnej. Statki żeglowały w częściach Arktyki, gdzie teraz jest lód. Mimo to niedźwiedzie polarne jakoś to przeżyły (a obecnie mają się znakomicie).

Po tym ciepłym okresie nastąpiła tak zwana mała epoka lodowa, która trwała ok. 300 lat i podczas której średnia temperatura obniżyła się o półtora stopnia w ciągu pierwszych 100 lat. Od około 1750 r. temperatura zaczęła rosnąć; badania pokazują, że nie było to skutkiem wzrostu CO2, który (jak po każdej z czterech epok lodowych w ciągu ostatnich 400 tys. lat) nastąpił po nich, nie przed nimi.

Otóż w raporcie IPCC średniowiecznego ciepłego okresu w ogóle nie ma; nie ma go w wykresie, pokazującym temperaturę w ciągu ostatniego tysiąca lat, i nie ma go w bazie danych. Nie ma też małej epoki lodowej. Seria naukowych artykułów, poczynając od artykułu McIntyre’a z 2003r. (który ukazał się dopiero w 2005, ponieważ pismo Nature i rozmaite inne pisma naukowe odmawiały jego publikacji), pokazuje, że wykres IPCC jest wadliwy i że pominięcie okresu średniowiecznego było skutkiem błędnej selekcji danych i niesłusznych metod statystycznych.

Taka też była konkluzja niezależnej komisji Senatu amerykańskiego z 2005r. i licznych uczonych, którzy próbowali bezowocnie wykres hokejowy odtworzyć. Wszystko zdaje się wskazywać na to, że jego autorzy świadomie wykluczyli okres średniowieczny z bazy danych. Że wzrost temperatury w połowie XVIII w. nie był skutkiem wzrostu poziomu CO2, widać wyraźnie, gdy nakłada się na siebie krzywe temperatur i krzywe CO2 – czego autorzy raportu IPCC jednak nie uczynili. Jednym z najważniejszych dowodów na to, że CO2 nie jest przyczyną zmian klimatycznych, lecz może co najwyżej te zmiany trochę powiększać, jest – jak pisze Nir Shaviv, izraelski astrofizyk i klimatolog – opóźnienie, z jakim wariacje poziomu dwutlenku węgla następują względem wariacji temperatur. Wszędzie, gdzie dysponujemy dostatecznie dokładnymi danymi, można stwierdzić opóźnienie CO2 względem temperatury od kilkuset do tysiąca lat.

IPCC w swoim raporcie całkowicie też zignorował rolę Słońca, promieniowania kosmicznego i cyklicznego wzrostu temperatur z tymi zjawiskami związanych; fizycy Słońca, którzy tym tematem się zajmują, nadal regularnie spotykają się z odrzuceniem swoich artykułów przez pisma naukowe. Nir Shaviv sądzi, że Słońce jest odpowiedzialne za około dwie trzecie wzrostu temperatur w ostatnim stuleciu. Istnieje cały szereg różnych korelacji między klimatem a aktywnością Słońca, w różnych skalach czasowych: od 11-letniego cyklu słonecznego do tysięcy lat. Te korelacje, pisze Shaviv, mogą być bardzo ważne w tłumaczeniu obecnego ocieplania, bo aktywność Słońca w XX wieku wyraźnie wzrosła.

Caly artykul w "Rzeczpospolitej" http://www.rp.pl/artykul/107055.html
Strona Bjorna Lomborga http://www.lomborg.com/
I dla rownowagi Lomborg Errors http://www.lomborg-errors.dk/

2008-03-11

Matematyczny blog

Z origami i innymi ciekawostkami:

http://matematyczny.blox.pl/html

2008-02-08

I znow World Press Foto

Tym razem zdjecia bezposrednio od organizatora. Wystawa ponizej to "Magnified ocean life, off Hawaii":

http://www.worldpressphoto.org/index.php?option=com_photogallery&task=view&id=1152&Itemid=187&type=&selectedIndex=9&bandwidth=high

2008-02-07

Stary, gorski Troll

"Ett gammalt bergtroll"
Gustav Fröding

Det lider allt emot kvälls nu,
och det är allt mörk svart natt snart,
jag skulle allt dra till fjälls nu,
men här i daln är det allt bra rart.

På fjällets vidd där all storm snor
är det så ödsligt och tomt och kallt,
det är så trevsamt där folk bor,
och i en dal är så skönt grönt allt.

Och tänk den fagra prinsessan,
som gick förbi här i jåns
och hade lengult om hjässan,
hon vore allt mat för måns.

Det andra småbyket viker
och pekar finger från långt tryggt håll,
det flyr ur vägen och skriker:
tvi vale för stort styggt troll!

Men hon var vänögd och mildögd
och såg milt på mig, gamle klumpkloss.
fast jag är ondögd och vildögd
och allt vänt flyktar bort från oss.

Jag ville klapp'na och kyss'na,
fast jag har allt en för ful trut,
jag ville vagg'na och vyss'na
och säga: tu lu, lilla sötsnut!

Och i en säck vill jag stopp'na
och ta'na med hem till julmat,
och se'n så äter jag opp'na,
fint lagad på guldfat.

Men hum, hum, jag är allt bra dum,
vem skulle sen titta milt och gott,
en tocken dumjöns jag är, hum, hum,
ett tocke dumt huvud jag fått.

Det kristenbarnet får vara,
för vi troll, vi är troll, vi,
och äta opp'na, den rara,
kan en väl knappt låta bli.

Men nog så vill en väl gråta,
när en är ensam och ond och dum,
fast litet lär det väl båta,
jag får väl allt frumla hem nu, hum, hum.

http://sv.wikisource.org/wiki/Ett_gammalt_bergtroll

2008-01-20

2008-01-10

10 ksiazek

1. Stanisław Rembek "Wyrok na Franciszka Kłosa" (1947)
– najlepsza książka o okupacji hitlerowskiej w Polsce. Spłaszczona i wykorzystana do poprawnościowych politycznie celów przez Andrzeja Wajdę w telewizyjnym filmie, jaki zrealizował w 2000 roku.
Ta historia policjanta, na którego organizacja podziemna wydała wyrok (i wykonała go), opowiedziana jest z punktu widzenia tytułowego bohatera. Właśnie jego, człowieka idealnie przeciętnego, everymana, którego ani urodzenie, ani wychowanie nie predestynowało do tego, by został zbrodniarzem. A przecież stał się nim, właściwie tylko dlatego, że chciał być policjantem wzorowym i jak najlepiej wypełniać nałożone na niego obowiązki. Jakby nie zauważył, że zwierzchnicy mówią innym językiem i wysługują się nim, zadowoleni, że sami nie muszą brudzić rąk.

2. Marek Hłasko "Piękni dwudziestoletni" (1966)
– najlepsza książka autora "Pierwszego kroku w chmurach", najbardziej błyskotliwa i równie mitomańska. Po latach stała się nie tylko pomocą naukową (!) dla badaczy twórczości Hłaski, ale również źródłowym materiałem historycznym dla dziejopisów PRL. I to dopiero ujawnia całą siłę Hłaskowskiej kreacji, bo jeśli mija się ona z rzeczywistością, tym gorzej dla tej ostatniej!

3. Tadeusz Konwicki "Wniebowstąpienie" (1967)
"Wniebowstąpienie" to najzwyczajniej w świecie "Wesele" doby PRL. Wstrząsająca jest Noc Narodowa bohaterów krążących po warszawskim labiryncie, gdzie coraz spotykają "strudzonych żniwiarzy" przybyłych właśnie do stolicy na dożynki. Atmosfera "Wniebowstąpienia" jest nieprawdopodobnie naładowana: grozi wybuch wojny ("w sklepach towaru zabrakło już po obiedzie"), a wywieszone slogany aż zgrzytają w zetknięciu z materią tego miasta zdominowanego przez Pałac Kultury (odtąd w twórczości Konwickiego będzie już stale obecny).

4. Krzysztof Kąkolewski "Jak umierają nieśmiertelni" (1972)
– książka, która zrobiła karierę nie tylko w Polsce, ale też temat miała wyjątkowy: tragedię, jaka wydarzyła się w sierpniu 1969 roku w Los Angeles, gdzie do willi Romana Polańskiego wtargnęli członkowie "rodziny" Charlesa Mansona i zamordowali pięć osób, w tym żonę reżysera, aktorkę Sharon Tate, i jego przyjaciela, jeszcze z czasów studiów w Łodzi, Wojciecha Frykowskiego.

5. Edward Redliński "Konopielka" (1973)
– niewiele ponad 150 stron genialnej prozy napisanej językiem pogranicza polskobiałoruskiego, niebędącej przy tym żadną stylizacją. Nie widać w "Konopielce" najmniejszego pisarskiego szwu; jak pisarz na przydechu zaczyna tę balladę o nauczycielcekonopielce, tak nie zaczerpując powietrza, doprowadza ją do końca.

6. Bogdan Madej "Maść na szczury" (1977)
– nikt nie czuł tak polskiej prowincji jak ten zmarły w 2002 roku – lubelski prozaik. Po prawdzie, lubelski, ale na Podolu urodzony. Pisarz niepokorny, samouk, przez całą "liberalną" dekadę Gierka skazany w kraju na milczenie, a w związku z tym wydający książki u Jerzego Giedroycia. W tym najlepszą z nich – "Maść na szczury", zbiór sześciu opowiadań, z których dwa, "Pan Wacław" i "Kurs na lewo", zostały sfilmowane, ale największą sławę zyskał "Pochówek", dwieście razy wystawiana przez Teatr w Bydgoszczy opowieść o konsekwencjach tego, że o rodzinie z polskiej wsi przypomniała sobie ciotka z Ameryki. Najpierw napisała list, a potem wysłała paczkę. Jak miało się okazać, nie osobiście. W paczce była puszka, a w niej jakiś proszek. Przypominał kawę, więc zalano go wrzątkiem. I tak amerykańska ciotka znalazła wieczny spoczynek w polskich żołądkach.

7. Edward Stachura "Piosenki" (1979)
– to ciekawe, że chyba najsłabsze literacko utwory zmarłego śmiercią samobójczą w 1979 roku poety stały się jeszcze za jego życia kultowe. Co o tym zadecydowało? Oczywiście, że gitara, która nie z jednego Stachury uczyniła twórcę kultowego właśnie.

8. Leopold Tyrmand "Dziennik 1954" (1980)
Poprzez swoje osadzenie w klimacie epoki, jasne sądy o wielkich i małych postaciach tego świata, a także – co nie bez znaczenia – śmiałość obyczajową (któryś z niezliczonych czytelników mojego egzemplarza "Dziennika 1954" opatrzył nawet wykrzyknikiem opis randki autora z panią Nuną).

9. Jerzy Krzysztoń "Obłęd" (1980)
"Obłęd" to powieść wielka – prawdziwa summa ludzkiego losu w XX wieku, a przy tym powieść szalona, napisana przez człowieka, który u schyłku życia (zmarł śmiercią samobójczą w 1982 r.) ciężko zachorował psychicznie. W jakim stopniu jego 1000-stronicowa książka jest odbiciem stanów, które przeżywał osobiście? To pytanie retoryczne; "Obłęd" jest autobiografią i nią nie jest, mamy tu mnóstwo alegorii, a w istocie jest to jedna wszechogarniająca parabola. Nie tylko ludzkiego, także wyraźnie polskiego losu.

10. Jerzy Pilch "Tysiąc spokojnych miast" (1997)
Chce się westchnąć: gdyby tak Jerzy Pilch przestał się wygłupiać i co jakiś czas – zawsze będąc w złym humorze – udawać moralistę, inteligenckie sumienie narodu, a bywa, że i pospolitego wykształciucha, a miast tego pisał takie książki jak "Tysiąc spokojnych miast", to... No tak, to co? Stałby się pisarzem kultowym? Przecież jest.